Followers

niedziela, 28 lipca 2013

Eyes Of Rose 5

Przez następne dwa dni żyłam jakby w hipnozie. Pojawiające się gdzieniegdzie słońce dodawało otuchy,a ciągłe rozmowy telefoniczne z Nathan'em pozwalały mi myśleć że nie do końca jestem podpożądkowana rodzicom. Może i byli oni sławni, ale nigdy nie popieraliby mojego związku z osobą podobną do nich, a Nathan  na pewno był tego pokroju, ale według mnie jeszcze nie zdążył przesiąknąć sławą i nie jest taki jak inni - nie chodzi mu tylko o pieniądze. Nie wiedziałam jeszcze czy to miłość, ale czułam że jestem w stu procentach w nim zauroczona.
Tego dnia nadal nie mogliśmy się spotkać, ale gorsze było to że ten dzień, był dniem egzaminu. Strach wcale nie paraliżował mojego ciała (jak pewnie większości osób piszących go razem ze mną) bo martwię się czy mój poziom wiedzy jest wystarczający. O to akurat nigdy się nie bałam. Ale coś innego spędzało mi sen z powiek. Miałam iść tam sama, kompletnie pozbawiona 'peleryny niewidki' czy 'czapki znikajki'. Miałam przebrnąć długi korytarz czując na sobie wzrok setek uczniów i ich ciche głosy stwierdzające że przyszła kolejna 'nadąsana bogaczka'. Niby się do tego przyzwyczaiłam, co roku spotyka mnie to samo, ale nadal nie rozumiem czemu każdego ocenia się po okładce, to kwestia swojej 'mądrości' czy zwykłych stereotypów?
Obudziłam się wcześnie rano, pewnie tak jakbym wstawała, gdyby chodziła do szkoły.
Jednakże od kilku godzin nie mogłam usnąć i moja pobudka to było tylko wstanie z łóżka w którym rozmyślałam przez ostatni czas.
Zanim doszłam do drzwi prowadzących do łazienki, ktoś zapukał i wszedł.
-Śliczna, wstałaś, przyniosłam ci śniadanie.
-Dziękuję Marietto.
Podniosła brew i wyszła. Pewnie chodziła jej po głowie myśl 'czemu nie powiedziała Ritta?', ale byłam lekko zdenerwowana by bawić się w zdrobnienia.
Zerknęłam na dwa, trójkątne, czekoladowe ciasta i truskawki obok i trochę mnie zemdliło. Nie miałam na to ochoty. Odłożyłam tacę na biurko i skierowałam się do łazienki.
Załatwiłam swoje sprawy i następnie skierowałam się do garderoby. Nie mogłam być przesadnie wystrojona bo chciałam choć trochę wmieszać się w tłum, ale tutaj nawet gdybym założyła spodnie z zeszłego sezonu - których oczywiście nie posiadam - nadal moja
odmienność byłaby zauważona. Postawiłam na podobne kolory, pastelowa koszula, kwieciste spodenki i białe baleriny sprawiały że czułam się 'normalniej'.
Związałam jeszcze włosy w niedbałego koka i wyszłam z pokoju. Robert był już gotowy mnie odwieźć, choć sądziłam że będzie to Stephanie.
-Gdzie jest ...
-Pakuje się Rose, nie martw się zdążysz się z nią pożegnać - przerwał mi, ale i tak szeroko się uśmiechnął żeby mnie pocieszyć.
-Ochh, jasne. Ehmm jedziemy?
Kiwnął głową i otworzył mi główne, mosiężne drzwi. Tym razem miałam pojechać jego czarnym, lśniącym kabrioletem. W drodze bawiłam się swoimi palcami i wcale się nie odzywałam do niego, a sam też nie był skory do pogadanki.
Wyszłam z auta pod samym wejściem do szkoły. Życzył mi powodzenia i kazał do siebie zadzwonić od razu jak skończę.
Po tym trochę nieśmiało weszłam do budynku. Tak jak przewidywałam - setki oczu skierowane na mnie, każdy mój ruch dokładnie śledzony. Podeszłam do drzwi sekretariatu. Egzamin zaczynał się o 11.00, więc zostało mi jeszcze pół godziny. Postanowiłam się jeszcze przewietrzyć. Wyszłam na powietrze. Gdzieniegdzie na szkolnych błoniach uczniowie powtarzali sobie materiał w zaciszu pod wielkimi drzewami. Ale bardziej zainteresowało mnie co działo się nieopodal na boisku szkolnym. Podeszłam bliżej by im się przyjrzeć. Było tam jakichś czterech chłopaków i jedna dziewczyna. Zdziwiło mnie to, bo nigdy nie widziałam że osoby o różnej płci może połączyć coś innego niż miłość, ale moje odizolowanie od rówieśników najwyraźniej przeoczyło ten szczegół. Grali w piłkę nożną, a dziewczyna świetnie sobie radziła. Gdy strzeliła do bramki, najwyższy z chłopaków podniósł ją do góry. Uśmiechnęłam się do siebie. W tym samym momencie jedyny blondyn wśród nich klepnął w ramię kolegę i kiwnięciem głowy wskazał na mnie. Chwilę później już wszyscy się na mnie patrzyli, nawet ciemnowłosa dziewczyna.
Spuściłam wzrok, ale kątem oka zobaczyłam że zbliżają się do mnie. Nie wiedziałam czy wstać z miękkiej, zielonej trawy czy po prostu ich zignorować. Wybrałam to drugie, bo przecież w ignorowaniu ludzi jestem mistrzynią, podobno widzę tylko czubek własnego nosa, ale mnie to nie przeszkadza. Nadal kątem oka patrzyłam na nich. Zastanawiałam się czy również idą na egzamin. Wielu miało dresy a sama dziewczyna krótkie szorty i koszulę w moro.
-Hej, to ty jesteś tą dziewczyną która miała przyjść na egzamin? - rzuciła jakby od niechcenia brunetka.
-Ta...tak - wyjąkałam i podniosłam się, była o wiele niższa ode mnie.
-Przeniosłaś się tu? trochę dziwnie bo mogłaś pisać u siebie w szkole - kontynuowała, a najwyższy z chłopaków wpatrywał się we mnie.
-Nie, ja nie chodziłam do szkoły, uczyłam się w domu - poczułam jak płoną mi policzki.
Dziewczyna wytrzeszczyła na mnie oczy.
-A tak w ogóle jestem Jennifer, to jest Dylan, Jared, Spencer i Cody - wskazała na najwyższego z chłopaków.
-Rose - odpowiedziałam krótko.
-Wiedziałem! - krzyknął Cody.
Wszyscy włącznie ze mną spojrzeli na niego z zaciekawieniem.
-Nie rozumiecie? Wiedziałem że skądś ją kojarzę. To jest Rosalie Santorio, córka najbogatszego agenta w całej Wielkiej Brytanii, przyjechała tutaj z USA.
-Skąd to wiesz? - wyrwało mi się trochę oschle.
-Z wczorajszej gazety, byłaś na okładce gdy moja kuzynka przeglądała jakiś magazyn. Ty i ten z The Wanted.
-Nathan - poprawiłam.
Jennifer wpadła w niepohamowany śmiech, a zaraz jej koledzy dołączyli do niej.
Odwróciłam się i miałam już odejść, ale złapała mnie za rękę.
-Ochh... przepraszam, ale... ale nie mogę. Jesteś fajną dziewczyną, czemu zadajesz się z takim pozerem? - zapytałam nadal trzęsąc się ze śmiechu.
-Pozerem? - powtórzyłam podnosząc brwi do góry.
-No wiesz wielki Nathan bożyszcze nastolatek i w ogóle.
-A skąd ty to możesz wiedzieć ! Nie znasz go!
-A ty znasz? Zadaj sobie pytanie czy na prawdę znasz kogoś do końca kto jest sławny? - jej mina spoważniała i spoglądając na przyjaciół oddaliła się z nimi.
Stałam w szoku nie mogąc odkleić nóg od ziemi, zobaczyłam że niektórzy się podnoszą więc i ja powinnam iść już na egzamin, ale tysiące myśli huczały mi w głowie. Wreszcie nie myśląc o niczym niż spotkaniu z Nathan'em choćby rozmowie z nim by przypomnieć sobie jego głos i sposób w jaki mówi i co robi co będzie przeczyło z teorią Jennifer.
Pod salą do której miałam wejść ktoś złapał mnie delikatnie za ramię.
-Posłuchaj, nie słuchaj jej. Wiem że się nie znamy i nie znam też tego z The Wanted, ale nie powinna mieszać się w twoje życie. Rozumiem że to twoje środowisko i nic mi do tego.
-Czemu mi to mówisz?
-Bo nie chcę żebyś myślała o mnie różne, złe rzeczy. Wiem że nie masz teraz czasu, ale mam nadzieję że wkrótce zadzwonisz.
Wcisnął mi w dłoń kawałek papieru z napisanym numerem. Gdy podniosłam wzrok by do niego coś powiedzieć, zniknął. Wsadziłam świstek do torby i weszłam przez mahoniowe drzwi.
Weszłam do dość dużej klasy, gdzie narazie znajdowali się tylko uczniowie. Zauważyłam Jennifer siedzącą na kolanach jednego z jej kolegów, ale wyglądało to tylko na 'przyjacielski stosunek', bo rysowali coś na kartce i nie okazywali sobie uczuć.
Podeszłam do nauczyciela by wylosować numer. Siadając zorientowałam się że z mojej prawej strony i dwie ławki dalej siedział Cody i lekko się do mnie uśmiechał. Wygięłam kąciki ust do góry i opuściłam głowę, chowając twarz we włosach.
Pytania egzaminacyjne okazały się banalne i od razu wiedziałam co napisać, jednak nowe wydarzenia które nadal szumiały mi w głowię, przeszkadzały mi się skoncentrować i nad jedną odpowiedzią myślałam kilka minut. Jednakże byłam jedną z dwóch osób najwcześniej oddających prace. Nie rozglądałam się po klasie by zobaczyć kto to. Okazało się to dopiero gdy oddalałam się w stronę wyjścia ze szkoły, wyjmując przy tym telefon.
-Rosalie poczekaj - krzyknął do mnie Cody, jego głos można było od razu rozróżnić, był lekko zachrypnięty, ale jednak miał w coś sobie takiego co go odróżniało.
-Rose - poprawiłam go, nie przepadałam gdy ktoś mówi do mnie całe imię.
-Przepraszam, gdzie idziesz, mogę cię odprowadzić.
-Przykro mi ale ktoś po mnie przyjedzie.
Pojedyncza zmarszczka pojawiła się na jego czole.
-Nathan? - wypalił.
-Ochh nie. Asystent taty.
Nie zdążył odpowiedzieć, bo zadzwonił mój telefon. Na wyświetlaczu pojawił się Nathan, musiał to zobaczyć bo pogardliwie prychnął.
-Halo? - odezwałam się lekceważąc zachowanie nowego 'kolegi'.
-Hej Rose, dobry moment wybrałem? Zastanawiałem się czy nie pójdziesz ze mną do Funky Budha dzisiaj wieczorem.
-Nie ma sprawy, chyba wymykanie się z domu wejdzie mi w nawyk.
-Nie martw się po urodzinach się to zmieni. To będę na twojej ulicy o 19.00.
-Okej, do zobaczenia.
Uśmiechnięta przeniosłam wzrok z telefonu na Cody'ego. Unosił jedną brew.
-Rozumiem... do zobaczenia Rose.
Odwrócił się nie dając mi odpowiedzieć na jego szybkie pożegnanie.
Cody wydawał się świetnym chłopakiem, był wysoki - o wiele wyższy od Nathan'a, miał też piękne brązowe oczy, ale nie poczułam się przy nim 'magicznie'.
Tak jak obiecałam wcześniej, zadzwoniłam do Roberta, który przyjechał po mnie w kilka minut. Bardzo zainteresował się jak mi poszło, ale moje odpowiedzi były pozbawione entuzjazmu i przejęcia. W torbie odszukałam numer nowo poznanego chłopaka i wpisałam do telefonu. W drodze do domu wahałam się nad napisaniem mu wiadomości, ale ostatecznie byłam już na miejscu a w głowie miałam pustkę.
Miałam ochotę zagłębić się wśród ubrań, co zawsze mnie pocieszało, ale gdy tylko weszłam do domu, David poprosił mnie do gabinetu.
Nigdy nie przejawiał się nadopiekuńczością, za co mu szerze dziękowałam, bo sama byłam pozbawiona takiego uczucia, jak i dobroduszności czy pomocności. Nie zapytał się jak mi poszło tylko wytłumaczył od razu o co chodzi. Nie był sam, w gabinecie siedziała też kobieta, która przywiozła wczoraj mój tort - niewypał. Przez następną godzinę przeglądałam katalog, odrzucając setki pomysłów. Dopiero pod koniec zauważyłam ładny tort, jego kolor stopniowo się nasilał - od jasnego różu do ciemnego. Na samym wierzchu leżała (jadalna) kokarda. Dodałam tylko od siebie że ma być większy i dwupiętrowy, po czym oddaliłam się do siebie.
Po odłożeniu torby na fotelu poszłam sprawdzić co u Stephanie. Weszłam do niej gdy rozmawiała przez telefon. Jej walizka leżała pod ścianą, lecz wkładała jeszcze rzeczy do torby.
-Trochę to dziwne po tych sześciu latach, prawda? - odezwała się gdy skończyła rozmowę telefoniczną, lecz nie zauważyłam tego bo zatrzymałam wzrok na jej bagażu.
-Taak, dziwne - wydukałam, bo nie miałam pojęcia co powiedzieć jeszcze.
Miałam się cieszyć że nareszcie (może) będę wolna i nikt nie będzie za mną wszędzie chodził? Nie mogłam, ale dla mnie to też będzie jak utrata drugiej matki, bo ze Steph spędzałam więcej czasu niż z obojgiem rodziców łącznie.
Podeszła do mnie i mocno mnie uściskała, po czym spojrzała mi w oczy - starałam się odwrócić wzrok.
-Zawsze gdy będziesz czegoś potrzebować, dzwoń śmiało.
-Dzięki.
-No dobrze, to na tyle pożegnań. Zadzwoń kiedyś.
-Już jedziesz? Nie zostajesz do jutra? - zmartwiłam się.
-Och nie, przykro mi.
Kiwnęłam głową, uśmiechnęłam się najszerzej jak potrafiłam, lecz sztucznie i wyszłam do siebie. Teraz już na prawdę miałam podły humor. Pół godziny minęło i Stephanie zniknęła za drzwiami. Było mi smutno, choć łączyły się z tym też dobre strony, choć nie na
tyle
by się cieszyć. Miałam też wymówkę, by pójść wcześniej 'spać'. Tak na prawdę, poświęciłam godzinę by się przygotować i już schodziłam po schodach z butami w ręce, by ich obcasy nie narobiły hałasu i chwilę potem biegłam przez trawnik w kierunku czarnego samochodu.
Wsiadłam do środka i pocałowałam Nathan'a w policzek.
-Tylko w policzek? Słabo stary - jęknął ktoś z tyłu. Gdy się obejrzałam, zobaczyłam że to Max.
Spojrzałam na niego pytająco.
-No co, ktoś musi was odwieść z powrotem.
-Jakiś ty miły - powiedziała z sarkazmem i przeniosłam wzrok na przednią szybę, kątem oka widząc jak Nathan chichocze.
Dojechaliśmy do zatłoczonego klubu, gdzie stała już długa kolejka osób, które chcą wejść. Znaleźliśmy się w środku bez problemu. Usiedliśmy przy jednym z wolnych stolików, bo większość osób tańczyło.
-Co ci przynieść? - zapytał Nathan.
-Wodę.
-No co ty. Wino, piwo, drinka?
-Nie piję.
-Nie przesadzaj, nic ci nie będzie po jednym drinku.
-No dobrze.
-A mi możesz przynieś wodę - wtrącił Max.
-Ty możesz się sam ruszyć.
Uderzył go pięścią w ramię i razem oddalili się. Zaczęłam obserwować każdego niedaleko mnie, aż ktoś do mnie podszedł. Chłopak był wysoki i jakoś dziwnie znajomy.
-Przyszłaś tu sama? - zapytał przekrzykując muzykę.
-Nie - odpowiedziałam obojętnie.
-Ale na razie nikogo z tobą nie ma. To jak? - dodał podając mi rękę.
Jednak w tej samej chwili, niby przez przypadek Nathan mocno go trącił ramieniem, aż się zachwiał i schował dłoń.
-Jakiś problem - zapytał chłodno nowy chłopak.
-Ona jest ze mną.
Brunet spojrzał na Nathan'a chłodno i to samo spojrzenie przeniósł na mnie, po czym się oddalił.
-Czemu go tak potraktowałeś?
-To był Liam Payne z One Direction, a oni zawsze chcą zabrać to co nasze.
-Dobrze rozumiem? Teraz jestem WASZA?
Uśmiechnął się.
-Powiedziałbym że moja - pewnie gdyby nie byłoby tu tak ciemno, spłonęłabym rumieńcem.
Od razu zapomniałam o tamtym chłopaku. Siedzieliśmy tak chyba do północy. Max bardzo się przydał, bo Nathan na pewno nie odwiózłby mnie do domu i jeszcze potem nie trafiłby do siebie. Dziś znowu wchodziłam balkonem, gdyż drzwi były zamknięte, każdy spał, nie miałam wyjścia.
'Owocu z drzewa poznania dobra i złego nie smakuj, bo jeśli to uczynisz niechybnie umrzesz'.

___________________________________________


No i jest! Ahhh, dziękuję za 9 obserwatorów, 1000 wyświetleń i 8 komentarzy pod ostatnim postem! Chciałabym żeby liczby nadal się powiększały.
Co do rozdziału: widzicie że już wprowadziłam następne główne postacie czyli Jennifer i Cody. A już w następnym Rosalie pozna kogoś z 1D, no chociaż tak jakby w tym już poznała :))


I coś jeszcze! Nie zrezygnuje z tego opowiadania ;**

piątek, 19 lipca 2013

Eyes Of Rose 4


Po raz pierwszy od mojego przyjazdu z czegoś się ucieszyłam. Spotkanie z Nathan'em miało w moich oczach cudowną wizję. W nocy długo leżałam poddenerwowana i nawet  moim myślą deszcz za oknem nie przeszkadzał. Jednak jedno nie dawało mi spokoju. Nie wiedziałam czy wypada mi zapytać Nathan'a o zespół One Direction, nie chcę żeby się wkurzał, ale cały czas chciałam się dowiedzieć o co tak naprawdę im poszło. Może znajomości David'a pomogą?
Z samego rana, po zjedzeniu  obfitego śniadania - Ritta nie darowała mi wczorajszej kolacji - zajęłam się od razu powtarzaniem materiału. Umiałam go już dość, żeby zdać z wysokim poziomem, ale na siłę próbowałam słuchać Stephanie, by nie myśleć już o wieczorze i o tym jak wyjdę z domu...
-Rose, słuchasz? - Steph zauważyła moje rozkojarzenie.
-Taak.
-To powtórz co to jest weto.
-Zinstytucjonowana forma sprzeciwu, kompetencja organu państwowego do niedopuszczenia wejścia w życie ustawy lub innego aktu prawnego - wyrecytowałam z pamięci monotonnym głosem.
Spojrzała na mnie z uniesionym czołem jakby próbowała odczytać co mi jest, ale spuściłam wzrok bo na mojej twarzy od razu pojawił się uśmiech.
Powtórzyłam już prawie wszystko, od załamania światła, przez komórki miękiszowe aż do zakończenia drugiej wojny światowej.
David przy śniadaniu objecał, że do pracy idzie zaledwie na kilka godzin, bo musi zająć się moim przyjęciem. Cały czas zerkałam nerwowo na drzwi, musiałam się spytać o One Direction!
Gdy Stephanie oznajmiła że już koniec jak na jeden dzień, usiadłam przy fortepianie. To trochę żałosne, że uwielbiam grać, a przy ojcu nie mogę - moi rodzice nie popierali nigdy niczego co jest związane z muzyką, dla nich to strata czasu (i pieniędzy).
Sama nie wiedziałam co tworzę, palce same delikatnie uderzały o klawisze, tworząc powolną melodię. Mimowolnie zamknęłam oczy rozkoszując się ciszą panującą w domu, aż....W zamku drzwi coś zachrobotało. Poderwałam się do góry najszybciej jak mogłam i podbiegłam do kanapy, by w ostatniej chwili na niej usiąść.
-Hej Rose, grałaś? - zapytał David, gdy wszedł do domu i usiadł obok mnie.
-Nie, to pewnie z dworu. I co z przyjęciem? - szybko zmieniłam temat.
-Wszystko prawie gotowe. Przemyślałem zaproszenie The Wanted na twoje urodziny i sądze że to dobry pomysł. Zaśpiewając ci JEDNĄ piosenkę.
-Dobrze, dziękuję.
-A dzisiaj o 19.00 potwierdzisz wygląd tortu.
-CO!? - krzyknęłam.
-Coś się stało? Tylko potwierdzisz wygląd tortu, nic wielkiego... Rose nic ci nie jest? Blado wyglądasz.
-Nie, wszystko dobrze. Pójdę do siebie.
-Dobrze, może powiedzieć Mariettcie żeby ci przyniosła herbatę?
-Nie trzeba.
Lekko oszołomiona wspięłam się po schodach do pokoju. Od razu położyłam się na łóżku i zaczęłam intensywnie myśleć..
Skoro o 19.00 mam być w domu to nie mogę pójść na spotkanie z Nathan'em! Przecież nie będę w dwóch miejscach na raz. Będę musiała coś wymyślić, przecież na pewno jest jakieś rozwiązanie tego problemu.
Nie wiedziałam ile czasu minęło, ale szybko się podniosłam i sięgnęłam po laptopa, uprzednio sprawdzając czy drzwi są zamknięte. Teraz już cały czas miałam wyłączony głos w urządzeniu, więc nic nie mogło mnie wydać.
Skoro ojciec nie mógł mi powiedzieć nic o One Direction, postanowiłam wziąć sprawę w swoje ręce, choć powinnam zrobić to już dawno. Wpisałam nazwę w wyszukiwarkę, od razu pojawiło się mnóstwo tematów: perfumy One Direction, premiera filmu One Direction, nowa trasa koncertowa One Direction. Postanowiłam wejść w zakładkę 'grafika'. Ukazała mi się piątka, zabójczo przystojnych chłopaków. Powiększyłam jedno ze zdjęć, na widok chłopaka z zielonymi oczami i lekko kręconymi włosami zrobiło mi się gorąco. Nigdy nie poznałam tego uczucia, więc nie miałam pojęcia czym ono było.
Postanowiłam zobaczyć jak się nazywa. Zayn Malik, Niall Horan, Louis Tomlinson,Liam Payne i ... Harry Styles! Teraz wpisałam jego imię i nazwisko. Od razu patrząc na najnowsze zdjęcia poczułam okłucie zawodu. Pod jedną z fotografi pisało że Styles spotyka się z nijaką Karą Marshall. Uczucie w środku wygasło, ale zaraz! Zamknęłam laptopa, bo przecież to nie mogło tak być. Za kilka godzin umówiłam się z Nathan'em, tym chłopakiem którego znałam i muszę się przyznać przed samą sobą, na pewno nie był mi obojętny. Usilnie wyobraziłam sobie kawałek z naszego dzisiejszego spotkania i tym także zapomniałam o chłopaku z One Direction.
Przez jedne z trzech drzwi w moim pokoju weszłam do garderoby. Zaczęłam przeglądać ubrania, przechodząc z jednego rzędu do drugiego. Wreszcie wyciągnęłam białą sukienkę. Następnie dobrałam czarne, masywne buty na wysokim obcasie oraz czarną torebkę. Tak naprawdę nie byłam pewna, czy Nathan zaprosił mnie na pierwszą w moim życiu randkę, czy na zwyczajne spotkanie, dlatego nie mogłam być przesadnie wystrojona.
Sukienkę wraz z dodatkami położyłam na fotelu w moim pokoju, a chwilę po tym usłyszłam wołanie David'a żebym zeszła na dół.
Pośpiesznie wyszłam z pokoju, by nie wchodził do mnie. Stał na schodach i czekał na mnie.
-Przykro mi, ale tort przyjedzie za chwilę, więc musisz zejść.
Ucieszyłam się strasznie, ale nie dałam tego po sobie poznać. Przygryzłam nerwowo wargę, by się szeroko nie uśmiechnąć i zeszłam za nim, do salonu, którego jeszcze podczas mojego pobytu nie odwiedziłam. Był to chyba najmniejszy pokój w całym domu, jednakże zajmował powierzchę przeciętnego pomieszczenia w innych domach, co widziałam niekiedy na filmach.
Usiadłam na pufie w czarno-białe pasy, a David na czarnej skórzanej kanapie. Chwilę mi się przyglądał, ale gdy zobaczył, że i mój wzrok spoczywa na nim, przeniósł go na nierozpalony kominek. Właśnie to miałam po tacie, wolałam siedzieć cicho, niż niepotrzebnie gadać o tym co mi ślina na język przyniesie.
-Jak ci się podoba w Londynie? - zapytał po jakimś czasie, gdy cisza była męcząca, a ja nerwowo wpatrywałam się na zegarek na nadgarstku.
-Jest bardzo... urokliwie i nawet pogoda zeczęła się polepszać.
-Tak, na twoje urodziny będzie ładnie - odpowiedział uśmiechając się.
Więcej już nic nie dodał, bo nawet nie miał kiedy. Po kilkudziesięciu sekundach, Robert przyprowadził dość wysoką blond kobietę w podeszłym wieku. David powitał ją ochoczo, a ona przeprosiła go kilkakrotnie za zmianę godziny.
Miałam już się odezwać że nie trzeba przepraszam i wręcz ja powinnam jej podziękować, ale powstrzymałam się, bo nie potrzebnie bym się wydała.
Przeszliśmy do korytarza, gdzie na dość dużym wózku z kółkami, stał zapewne wysoki tort. Kobieta podeszła do niego i zdjęłam pokrywę. Od razu humor mi zrzedł.
Tort bym okropny... to znacz ucieszyłabym się jakbym miała 5 lat!
-Chyba sobie ze mnie kpisz?! - skierowałam to niezbyt miłe zdanie do ojca.
-Nie podoba ci się? - zakłopotał się.
-Zamek? Kareta z koniami? Kończę 18 lat, a nie 8! Nie chcę tego.
-Czy nie dałoby się go jakoś przerobić? - zwrócił się do kobiety.
-Można, ale skoro się nie podoba, może wrócę jutro w południe by pokazać nowe wzory?
-Dobrze, dziękuję bardzo i przepraszam, nie wiedziałem...
-Ugghhh...Jak zawsze - przerwałam mu i skierowałam się do schodów.
Nie dosłyszałam ich dalszej rozmowy, bo byłam po prostu zła. Jak mógł tak nawalić? Przecież tort jest niemal najważniejszy, a ja nie pragnęłam świeczek w kształcie wież zamku.
Zanim weszłam do pokoju, dogoniła mnie Stephanie.
-Nie idz, kolacja zaraz będzie.
-Przepraszam, idę spać, źle się czuję - wpadłam na ten pomysł w ostatniej sekundzie.
-Przynieść ci coś, albo zostać z tobą?
-Nie, tylko nie przeszkadzajcie mi. Zamykam pokój, bo chcę mieć spokój.
Kiwnęła głową, a ja szybko schowałam się za drzwiami. Nie mogłam uwierzyć że to wszystko tak łatwo mi pójdzie. Teraz już mogłam śmiało iść na spotkanie z Nathan'em.
Spojrzałam na zegarek. Z tego wszystkiego przestałam kontrolować czas, była już 6.15 wieczorem. Pośpiesznie usadowiłam się przed lustrem. Zrobiłam delikatny makijaż jak zawsze, tylko oczy. Włosy przeczesałam szczotką, pozostawiając je jak zawsze. I ubrałam się w to co przygotowałam wcześniej.
Teraz byłam jakieś 10 cm wyższa i modliłam się żeby Nathan nie okazał się teraz niższy. Oceniłam swój wygląd w lustrze na 10/10 i szeroko się uśmiechnęłam. Sukienka Burberry prezentowała się świetnie.
Teraz pozostała tylko kwestia wyjścia z domu. David jest pewnie z Robertem w biurze, a Ritta w kuchni, ale Steph mogła być wszędzie. Po cichu zeszłam po schodach i otwarłam najwolniej jak mogłam drzwi prowadzące do ogrodu, przez które wczoraj wprowadziłam Nath'a. Gdy je zamykałam, przez szkło zobaczyłam Stephanie idącą do salonu. Szybko przebiegłam przez trawnik do furtki, by mnie nie zobaczyła.
Dopiero kilkanaście metrów od domu odetchnęłam z satysfakcją.
David mieszka w centrum Londynu dlatego dojście do Big Ben'a zajęło mi 5 minut, lecz i tak byłam po czasie. Miałam wielką nadzieję że sobie nie poszedł bo kazałam mu czekać.
Jednak zbliżając się do wyznaczonego miejsca i przepychając się przez tłum, zobaczyłam jego twarz. Następne kilka kroków wręcz pobiegłam, nie mogłam się doczekać spojrzenia w jego oczy i tego uśmiechu na mój widok.
-Już myślałem że nie udało ci się wymknąć z domu - pokazał śliczne zęby i mocno mnie przytulił, czego się wcale nie spodziewałam.
Gdy mnie wypuścił z ramion spojrzał na mnie rozbawiony.
-Zrobiłem coś nie tak?
-Nie, wręcz przeciwnie - teraz ja się uśmiechnęłam co znów odwzajemnił.
Niebo zaczęło ciemnieć. A ja z każdą minutą zaczęłam potwierdzać moją hipotezę że jednak jest to randka. Na początku objął mnie ramieniem i rozmawiając cały czas spacerowaliśmy po parku. Czułam się przy nim tak swobodnie, dlatego cały czas się uśmiechałam, albo parskałam śmiechem, co uznał za 'urocze'.
Po jakiejś godzinie, zabrał mnie do restauracji, eksklusywnej do jakich byłam przyzwyczajona. Zamówiłam Raviolli z grzybami, a on przyglądając się mi tajemniczo poprosił o to samo. Mało się do siebie odzywaliśmy, gdyż z każdej strony ludzie nadstawiali uszy by móc nad podsłuchać. Tak jakby czytaliśmy sobie w myślach, bo skończyliśmy szybko, by móc wyjść i porozmawiać bez tylu par oczu na sobie.
Okazało się że niedaleko miał samochód. Zaoferował że mnie podwiezie, choć według mnie było to niepotrzebne.
-Jest ciemno, nie chcę mieć cię na sumieniu gdy ktoś cię napadnię - wytłumaczył i kilka minut później byliśmy na drodze wiodącej do domu ojca.
-Zatrzymaj się tu - zarządałam, by nie jechał prosto pod bramę, bo mogliby się zorientować że nie byłam w pokoju, tylko na randce, a David pewnie by postawił ochroniarzy przy drzwiach do mojego pokoju.
-Dziękuję za miły wieczór - szepnęłam gdy zatrzymał się. Nie wiedziałam czemu zciszyłam głos.
Kiwnął głową i lekko się do mnie przybliżył. Ogarnęła mnie panika.
-To ja już pójdę - odwróciłam głowę i otworzyłam drzwi.
-Zadzwonię - zdąrzył odpowiedzieć, a ja zobaczyłam na jego twarzy coś podobnego do rozczarowania.
Weszłam na parcelę i przemknęłam przez trawnik. Zerknęłam przez szklane drzwi czy mogę wejść. Niestety siedział w pokoju David i Robert. Na moje nieszczęście asystent ojca zobaczył mnie i wytrzeszczył oczy. Pokiwałam przecząco głową, co miało oznaczać żeby nie mówił nic i wycofałam się.
Jedyna opcja jaka mi pozostała, to wejście po pnących roślinach które wiły się po drabince zamocowanej na balkonie do mojego pokoju.
'I tak jakby ten dzień był najcudowniejszy w mojej egzystencji [...]'

--------------------------------

Może rozdział wesoły, ale mi tak nie jest. Zastanawiam się nad skończeniem poprzedniego bloga i koniec z pisaniem (chwilowo). Idę do liceum i nie będę miała pewnie czasu i możliwe ochoty po całym tygodniu na pisanie. Do tego w czerwcu zepsuł mi się laptop i teraz przyszedł mi nowy notebook który jest do niczego. Ma system android, więc... sami wiecie, ehhhh. Nie wiem, jeszcze się zastanowię.


CZYTASZ=KOMENTUJESZ

sobota, 6 lipca 2013

Eyes Of Rose 3

Mój sen był zaskakująco jasny. Szłam ciemnym, wręcz czarnym korytarzem i nagle pojawiło się oślepiające światło. Był to jakiś chłopak którego twarzy nie widziałam, a za nim stał jeszcze jeden, trochę mniej w świetle i na końcu dokładnie rozróżniłam Nathan'a. Obudziłam się zdyszana. Nie wiedziałam co to może znaczyć, bo ewidentnie była to iluzja, że Nathan jest ostatni, choć nie wiedziałam czemu w mojej głowie, bo z tamtąd nie mógł wyjść, czyli musiał być pierwszy.
Po dość długich przemyśleniach postanowiłam nie zakrzątać sobie nim głowy. Jeśli nigdy już nie zobaczę się z nim, to z czasem zniknie. Taki układ mi pasował.
Jedynym dniem w którym David nie pracował była niedziela. Musiałam się od razu ubrać, gdyż nie tylko ja bym czuła się skrępowana, gdyby zobaczył mnie tylko w za dużej koszulce, on pewnie też - bo przecież miałam to po nim.
Nie miałam dzisiaj planów dlatego założyłam zwiewną, zieloną spódniczkę i biały top. Zeszłam powoli na dół, by specjalnie nie natknąć się na tatę. Na szczęście, przez uchylone drzwi od jego gabinetu zobaczyłam że rozmawia ze Stephanie.
Udałam się do kuchni, wpadając po drodze na Roberta.
-Gdzie wczoraj się podziewałaś? Miałaś spotkać się z malarzem - nie był zły, bo się uśmiechał.
-Kompletnie mi to z głowy wyleciało, może przyjść za godzinę.
Pokiwał twierdząco głowo i odszedł z telefonem. Marietty nie było w kuchni. Zostawiła mi karteczkę obok śniadania (tostów francuskich) w której życzyła mi smacznego, bo sama poszła na zakupy.
Wzięłam zaledwie jednego, bo nie czułam się ani trochę głodna. Postanowiłam skorzystać z okazji i biorąc uprzednio kubek z herbatą, pobiegłam do pokoju. Wyjęłam laptop z torby, której od przyjazdu jeszcze nie tknęłam i włączyłam go, obawiając się, że ktoś może wejść.
Takie coś jak internet nie było dla mnie. Rodzice zawsze się martwili że mogę nauczyć się z niego niepotrzebnych rzeczy i nigdy nie pozwalali mi z niego korzystać. Jednak mama nie wiedziała że u taty w domu jest WiFi i nie będzie to tak trudne jak w domu w LA. Jedyne co chciałam sprawdzić to The Wanted. To właśnie wpisałam i kliknęłam w pierwszy link. Nagłówek: Wojna między The Wanted a One Direction dawała obiecujący materiał, ale nie miałam czasu. Chciałam zobaczyć jakie mają piosenki i jak śpiewają. Puściłam I Found You, jednak było za głośne i chcąc wyłączyć to, zrzuciłam laptop na podłogę.
W tym samym momencie wszedł David.
-Słuchałaś muzyki? - zaniepokoił się.
-Nie, to chyba z dworu bo mam otwarte okno.
Zamyślił się i podszedł do parapetu by je zamknąć. Gdy to robił dyskretnie kopnęłam laptop pod łóżko.
-Za chwilę zejdź na dół.
Odetchnęłam głęboko. Jakby się dowiedział że korzystałam z internetu, pewnie zlikwidowałby go. Tak, właśnie nawet muzyki nie mogę słuchać.
Postanowiłam spróbować w nocy, gdy będzie już spał.
Żeby więcej osób już mnie nie odwiedziło w pokoju, zeszłam na dół. Malarz z którym miałam współpracować rozmawiał właśnie z tatą i Robertem, ale nic z tego nie rozumiałam. Gdy przybliżyłam się bardziej, zrozumiałam że nie mówią po angielsku tylko po włosku. Ja znałam przybliżony do tego hiszpański, dlatego rozróżniałam poszczególne słowa.
Dwie godziny siedzenia w jednym miejscu bardzo nudziły i do tego Włoch kazał mi się patrzeć tylko i wyłącznie na drzwi, które cały czas były zamknięte. Nie widziałam żadnego sensu w tym. Po co zaproszonym gościom jakieś kartki na pożegnanie z moją podobizną? Spodziewam się że wyrzucą je do najbliższego kosza, bo przecież nie powieszą sobie nad łóżkiem!
Gdy malarz już kończył, David siedział blisko mnie, bo Włoch nie pozwolił nikomu oglądać pracy, nim będzie gotowa. Nareszcie skończył i tata wręcz podskoczył żeby ją zobaczyć.
Dokładnie widziałam jego reakcję. Najpierw poczerwieniał, zrobił sie wręcz fioletowy i wrócił do normalnego koloru. Zaczął na niego wrzeszczeć po włosku.
Podeszłam do nich żeby zobaczyć o co chodzi. Powód furii David'a był jasny.
Zamiast mojej twarzy tak jak to było zaplanowane, byłam namalowana do połowy i to nie tak jak byłam teraz ubrana, nie miałam nic na sobie, tylko włosy wszystko przykrywały. Na głowie miałam też dość pokaźny wianek.
-Tato nic się nie stało, może być takie. Niech tylko skróci do samej twarzy i będzie dobrze.
Spojrzał się na mnie i już miał coś powiedzieć, ale zrezygnował. Za to odezwał się nieco spokojniej do włocha.
Przeczekałam aż wszystko się uspokoi na kanapie. Gdy malarz wyszedł z domu, David nic nie powiedział tylko nadal zdenerwowany poszedł do biura. Wtedy zajęła mnie Stephanie. Przez następną godzinę powtarzałam biologie, chemie i fizykę do egzaminu, a to był dopiero wstęp. Po tych przedmiotach zrobiłyśmy przerwę. Wzięłam swój telefon i wyszłam na dwór żeby zadzwonić do mamy. Musiałam zostać jedynie na naszej posesji, bo dalej oddalić sie nie mogłam.
Zanim jednak znalazłam numer ktoś delikatnie dotknął mojego ramienia. Wystrszona gwałtownie się odwróciłam.
-Spokojnie - szepnął i od razu rozpoznałam ten głos.
-Skąd mogłam wiedzieć kto mnie śledzi?
Zaśmiał się cicho.
-Chciałem tylko zobaczyć się z tobą i zapytać jak przygotowywania do urodzin.
Wtedy drzwi główne się otworzyły i szybko pociągnęłam Nathan'a w dół, tak że leżeliśmy w krzakach, a on cicho się podśmiewał.
-Cicho. - szepnęłam.
Gdy usłyszałam że nikogo w pobliżu nie ma, szybko wstałam a on zrobił to samo.
Głową kiwnęłam żeby szedł za mną. Wprowadziłam do bocznymi drzwiami, skąd było bliżej do schodów.  Cudem dotarliśmy do mojego pokoju.
-Czemu to całe przedstawienie? - widać było że go zaskoczyłam.
-David nie może wiedzieć że do mnie przyszłeś, rozumiesz?
-Ehm jasne. Potajemne spotkania zawsze spoko.
Podniosłam jedną brew. Chyba źle to rozegrałam bo sobie pomyślał coś innego, niż chciał.
-Nie o to chodzi, ale mniejsza o to. Po co przyszłeś?
-Do ciebie, wczoraj nie mogliśmy porozmawiać w cztery oczy.
Zrobiłam się pewnie czerwona jak pomidor i odwróciłam wzrok.
-Ładnie ci gdy się rumienisz - kontynuował.
-Przestań, powinieneś już iść żeby tata cię nie zobaczył.
-Zobaczymy się jeszcze?
-Może...
Musiałam urwać bo ktoś nacisnął klamkę od drzwi. Nathan szybko wszedł pod łóżko, choć wolałabym żeby wyszedł na balkon.
To Stephanie nam przeszkodziła. Miałam nadzieję że nie wyciągnie mnie z pokoju do dalszej nauki. Ale miała inny cel. Przyniosła manekina z nałożoną sukienką. Od razu rozróżniłam ją z tych wielu zaprojektowanych przez moją mamę.
-Tu jesteś Rose. Twoja mama przysłała sukienkę na urodziny i prosiła żebyś ją od razu przymierzyła.
-Teraz? - przestraszyłam się.
-Tak, czemu nie?
-A mogę wyjść do łazienki?
-Przebieraj się tutaj, ja wyjdę i za minutę wrócę.
Nie wiedziałam co zrobić. Nie będę się przebierać przy obcym chłopaku który siedział pod łóżkiem.
-Nathan wychodź i na balkon.
-Co?!
-Nie mogę się przy tobie przebierać.
-Czemu nie? No dobra, ja się odwrócę.
-Nie podglądaj.
Nie miałam innego wyjścia. Wiedziałam jednak że podgląda dlatego ubrałam się szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Gdy zapinałam suwak weszła Steph.
-Hmm... jest okej tylko za długa, powiem twojej mamie żeby przysłała krótszą.
-Nie. Nie założe jej, jest okropna. Powiedz mamie że założe to co sama kupię.
Nie skomentowała mojego zachowania, tylko bez słowa wyszła, a Nathan wyszedł spod łóżka. I przybliżył się do mnie na niebezpieczną odległość. Moje myśli szalały.
-Jesteś bardzo wybredna. Sukienka jest ładna.
-Ale mnie się nie podoba. Powinieneś już iść.
-Spotkamy się jutro?
-Nie wiem, jeżeli uda mi się wymknąć z domu.
-O 19.00 pod Big Benem?
-Spróbuję ale nic nie obiecuje.
Uśmiechnął się jakby przeczuwał że zrobię wszystko żeby się z nim spotkać.
Teraz już wyszedł sam, bo dobrze znał drogę powrotną. Usiadłam w tej sukience na łóżku i zastanawiałam się jak ja to jutro zrobie. Nie wymknę się nie zauważona.
Wreszcie gdy przez kwadrans nic nie wymyśliłam, przebrałam się w poprzednie ubrania. Zeszłam na dół żeby znieść manekina razem z sukienką.
-Rose zostań, już podaję kolację - Ritta niestety nie zauważyła.
-Nie mam ochoty.
-Nie, nie. Wczoraj już nie jadłaś, wreszcie wpadnieć w anoreksję.
-Tylko dlatego że opuszczę jeden posiłek?
-To podstępna choroba.
Uległam. Usiadłam na moim miejscu przy stole i czekałam na przybycie taty. Tylko z nim jadałam. Robert, Marietta i Stephanie jedzą w kuchni.
Przyszedł zaledwie minutę po mnie.
-Co do twoich urodzin Rose, to w dzień egzaminu przyjedzie tort.
-Dobrze. A tato? Mógłabym zaprosić też The Wanted? Chciałabym żeby było choć kilka osób w moim wieku.
-Czemu akurat ich? - jego pięści zrobiły się prawie białe, tak je ściskał.
-Bo tylko ich tu poznałam, zresztą dobrze ich znasz.
-Pomyśle nad tym.
Skończył rozmowę, bo zajął się jedzeniem. Mogłam to inaczej rozegrać, ale chociaż mam to teraz za sobą. Nie zjadłam prawie nic i szybko poszłam do góry z pretestem, że idę już spać.
Tak naprawdę wzięłam prysznic i położyłam się w łóżku z laptopem i podłączonymi do niego słuchawkami. Poprzednia strona była włączona i przesłuchałam I Found You do końca. Mogłam również przeczytać 'Wojna pomiędzy The Wanted a One Direction'. Tego drugiego zespołu nigdy na oczy nie widziałam, nie znałam ich imion, ani piosenek i chciałam żeby tak zostało. Skoro trzymam stronę zespołu w którym jest Nathan, to nie chcę nic wiedzieć o One Direction. Jedyne co chciałam się dowiedzieć to czemu się kłócą, bo w tym co przeczytałam to tylko dlatego że Max powiedział o jakimś Louis'e że jest gejem.
Ale to ich tak poróżniło? Zamknęłam laptop i zaczęłam rozmyślać o jutrzejszym dniu i jak wspaniały będzie.
'Dlaczego to takie dobre uczucie, gdy boli tak bardzo?
Moje myśli ciągle podpowiadają mi
Uciekaj najszybciej jak możesz'

 --------------------

Wiem że na razie mało się dzieje, ale muszę jakoś zacząć. Mam masę pomysłów, więc przyrzekam że nie będziecie się tu nudzić! :))

Olivia Eliot

poniedziałek, 1 lipca 2013

Eyes Of Rose 2

Rano za oknem widać było tylko gęstą mgłę i powoli zaczęła dawać mi się we znaki klaustrofobia. Bez błękitu nieba czułam się jak w klatce. Spanikowałam, miałam już chwycić za telefon i dzwonić do mamy, jednak od razu się opamiętałam. Nie mogłam tak łatwo się poddać, zaledwie po niecałym dniu w tym deszczowym królestwie, które na szczęście straciło tego dnia 'deszczowe' z nazwy. Gdy przyjrzałam się bliżej pochmurnemu niebu, ujrzałam słońce przebijające się przez szare obłoki. To był jak na razie jeden plus.
David wychodził z domu o 7.00 rano. Skoro nie było już go w domu, mogłam założyć na swoją satynową koszulkę nocną jedynie kaszmirowy sweter.
Dom znałam znakomicie, bo wiele razy zwiedzałam każdy jego zakątek. Bez problemu trafiłam do kuchni, gdzie krzątała się już Marietta, a przy stoliku piła poranną kawę Stephanie już w pełni ubrana- nie to co ja, ale widać było że zmiana godzin bardzo ją wykończyła i jedynie uśmiechnęła się do mnie.
-Rose, jak się spało słoneczko? - Ritta od razu podała mi sok pomarańczowy, z którym usiadłam obok Stephanie.
-Dobrze- skłamałam.
Na szczęście nie musiałam nic więcej mówić, bo momentalnie postawiła przede mną talerz na którym leżał naleśnik z truskawkami, bitą śmietaną i polewą czekoladową, którego rzułam od niechcenia jakiś czas.
-Jakieś plany na dzisiaj? - zapytała mnie Steph, gdy miałam już odejść do pokoju.
Musiała wiedzieć, bo jak zawsze miała obowiązek chodzić ze mną tak gdzie chce, ale też gdzie mogę. Odpadały liczne kluby, puby czy koncerty.
-Chciałabym przejść się po Londynie, zobaczyć co się pozmieniało i kupię też trochę rzeczy na początek.
-Wychodzimy za godzinę?
-Tak, zdążę.
-Pan David kazał przekazać jeszcze że zabierze cię żebyś zobaczyła jak pracuje- wtrąciła się Ritta.
Nie skomentowałam tego. Westchnęłam głośno. Nie chciałam iść z nim do ... no tam, gdzie pracuje. Zajmuje się największymi gwiazdami jak Rita Ora, Conor Maynard, Emma Watson czy The Wanted. Jest ich znacznie więcej, ale tych zapamiętałam najlepiej, nie wiem z jakiej przyczyny. Miałam iść z nim, by zobaczyć jak segregują liczne papiery? Nie miałam na to ochoty.
Weszłam do garderoby, by się przebrać. Tym razem postawiłam na długie spodnie i kurtkę. To jak i bluzka z butami było czarne, tak samo jak mój nastrój.
Zeszłam do holu gdzie czekała już na mnie Steph. Otworzyła mi główne drzwi i wyszłyśmy. Pomimo tego, że nie było ani trochę ciepło - w środku lata- chciałam się przejść, a nie przejechać wokół Londynu, bez szansy zatrzymania się i podejścia bliżej. Stephanie której trochę to nie pasowało, musiała się jak zawsze dostosować. Na dworze brakowało mi znajomego odgłosu szurania żwiru, który teraz zastępował twardy podjazd.
To było do przewidzenia, że przez 6 lat, stolica Anglii zmieni się nie do poznania. Powstało o wiele więcej sklepów. Mijałam jeden za drugim: Claire's, Victoria Secret, Benetton, Kylie, One Direction, Boots etc. Gdy na wystawie coś mi się spodobało, od razu wchodziłam do środka. Używałam na razie karty kredytowej, którą dał mi David - nie miała limitu, ale była dla mnie tymczasowa, tylko żebym kupiła sobie nowe rzeczy.
Właśnie dlatego, że jej kwota się nie zmieniała, najpierw Steph została obładowana moimi zakupami, a potem gdy jej zabrakło rąk na nowe torby, musiałam (niechętnie) nieść je sama.
Na początku planowałyśmy iść do kina, na jakiś fajny film, ale w tym wypadku chyba by nas nie wpuścili, bo byłyśmy tak naładowane, że zajmowałyśmy w szerz cały chodnik, ten kto chciał nas minąć musiał schodzić na drogę.
W ten właśnie sposób musiał postąpić chłopak, który szedł z nad przeciwka i uśmiechał się do mnie. Steph udawała że nic nie widzi, by potem nie musiala nic mówić o tym David'owi. Tak zresztą było zawsze, uśmiech, nic więcej i chyba zawsze będzie tak, że nie poznam nikogo w moim wieku.
Dom taty mieścił się niemalże w centrum Londynu, dlatego nie musiałyśmy dźwigać zakupów daleko. Tylko gdy znalazłam się w holu, rzuciłam je przy schodach, dając do zrozumienia Stephanie, że ma je zanieść do garderoby.
Gdy odprowadzałam ją wzokiem, podszedł do mnie David i na powitanie pocałował w głowę.
-Możemy już iść, czy chcesz potem? - zapytał mnie.
Jednak chciałam mieć to nudne zajęcie za sobą.
-Nie, mogę iść teraz.
Otworzył mi drzwi, zresztą jak wszyscy i wyszedł zaraz po mnie. Pewnie żeby zaznaczyć że jestem jedną z tych nielicznych, ważnych osób, postanowił pojechać swoim nienagannie czystym i błyszczącym Lamborghini.
Po zapaleniu silnika samochód tylko cicho zamruczał i ruszył. Jechało się tak delikatnie jakby samochód płynął po drodze. Przyzwyczajona byłam do powolnych limuzyn, dlatego była to dla mnie nowość.
Zanim się zorientowałam byliśmy już na miejscu. Nadmierna prędkość z jaką jechaliśmy sprzyjała moim mękom i nie musiałam spędzać dodatkowego czasu z tatą.
Każdy pracownik w budynku, gdy mijał David'a kłaniał mu się nisko, jakby to on był jakimś bogiem. Z jednej strony to w pracy mój tata był bardzo surowy i poważny, a pracowników podobno zwalniał często. Pracowników, a nie gwiazdy z którymi pracował jako agent.
Jakimś cudem nie spaliłam się z zażenowania i dotarłam na najwyższe piętro. David wskazał mi pomieszczenie na samym końcu korytarza.
Jak zwykle otworzył przede mną drzwi. Moje osądy że będziemy sam na sam były błędne. W środku stało pięciu chłopaków i o czymś dyskutowali odwróceni od drzwi. Gdy usłyszeli nas, gwałtownie się odwrócili. Byli chyba jeszcze bardziej zaskoczeni niż ja. Każdy wpatrywał się wyłącznie we mnie, więc musiałam skierować wzrok w David'a którego skrępowała reakcja chłopaków.
-Nie wiedziałem że tu będziecie, ale tak przy okazji, to jest moja córka Rosalie.
-Rose - poprawiłam tatę.
-Tak, a to są ...
-Umiemy się sami przedstawić - tym razem David'owi przerwał chłopak z włosami postawionymi do góry i zielonymi oczami - jestem Nathan, a to Jay, Tom, Siva i Max - wyliczył po kolei kolegów, a potem nieodrywając ode mnie wzroku szeroko się uśmiechnął.
-No tak, to możecie już iść, bo chciałbym zostać z córką i ... - znowu musiał przerwać, tym razem jakaś kobieta weszła do środka i go poprosiła o pomoc.
Zostałam z nimi sama i chyba momentalnie spłonęłam rumieńcem. Nie wiedziałam co powiedzieć, bo nigdy nie miałam doczynienia z chłopakami mniej więcej w moim wieku.
-David nigdy nie mówił że ma taką ładną córkę - zaczepił mnie jak sądzę Jay.
-Bo nie ma - odpowiedziałam z sarkazmem.
-I do tego skromną - włączył się do naszej rozmowy Max?
-Skoro oceniacie tak po wyglącie, to daleko nie zajdziecie - dodałam z ironią i tylko Nathan uśmiechnął się do mnie.
-Powinienem przeprosić cię za przyjaciół. Słyszałem że za kilka dni masz urodziny - wtrącił się Nathan.
Musiałam się przyznać przed samą sobą, że to on najbardziej mi się spodobał i potwierdzały to nawet jego taktowność i sposób mówienia.
-Tak, dokładnie za pięć.
-A kończysz lat?
-18.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej, a z każdym spojrzeniem na jego twarz serce biło mi szybciej. Nie wiedziałam co się ze mną dzieje.
-Jak myślisz, David pozwoliłby nam przyjść? - spytał Siva.
-Nie jestem pewna, ale mogę go o to spytać.
Cały ten czas obracałam palcami telefon z nerwów. Nathan z tym zniewalającym uśmiechem podszedł do mnie i wziął komórkę. Nie wiedziałam po co, ale jakoś nie mogłam się z nim spierać. Wpisał coś na klawiaturze i oddał mi go.
-Jeśli uzyskasz zgodę, zadzwoń.
Kiwnęłam głową i niestety musiałam odwrócić od niego wzrok, bo przyszedł David.
-Już idziemy, spokojnie - wytłumaczył ich Jay i wyszli. Zdążyłam jeszcze uchwycić, że Nathan puścił mi oczko.
Nie mogłam pozbierać myśli, które cały czas krążyły wokół poznanego przed chwilą chłopaka. Tata cały czas mi opowiadał co on robi całymi dniami, ale ja tylko mu przytakiwałam, ale tak na prawdę w głowie miałam tylko Nathan, Nathan.
Byłam skołowana, bo nie wiedziałam co się ze mna stało. Poznałam go jakiś czas temu, a nie mogę przestać o nim myśleć.
Wróciliśmy do domu dość późno, dzięki czemu wymigałam się od kolacji. Stephanie chciałam zacząć powstarzać ze mną materiał do egzaminu, ale to również odłożyłam. Chciałam się odciąć od wszystkiego nawet od myśli lecz było to niemożliwe. Wzięłam chłodny prysznic i od razu położyłam się w łóżku, by w razie czego zacząć udawać sen. Na telefonie zobaczyłam 13 sms i 10 nieodebranych połączeń i to wszystko od mamy. Zawsze była nerwowa i pewnie gdy nie odebrałam za pierwszym razem znalazła pretekst by napastować mnie cały dzień telefonami. Nie miałam już ochoty oddzwonić. Dzisiejszego dnia miałam wiele więcej rzeczy zrobić, jak potwierdzić tort, ale to wszystko przez spotkanie The Wanted, w szczególe Nathan'a, nie mogłam go wyrzucić z głowy.
Zbyt silne uczucie mnie przy tym trzymało, żeby tak po prostu odpuściła.
Ale czy to uczucie da korzyści, czy może odwrotnie?
'Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny; są one na kształt prochu zatlonego co wystrzeliwszy gaśnie'

--------------------------

Więc jest! Miał być dodany w sobotę, ale tak jakoś czasu nie mogłam znaleźć. Jednak już jest <33
Mam nadzieję że się spodoba i przy okazji od razu coś sprostuję. Opowiadanie jest poświęcone ONE DIRECTION, jeśli przez następnych kilka rozdziałów odniesiecie wrażenie że piszę o The Wanted to tak nie jest. Oni tylko dobrze współgrają z otoczeniem, a wybrałam ich bo nie darzą się sympatią z 1D.

CZYTASZ=KOMENTUJESZ